sobota, 17 stycznia 2015

Skąd się wziął "infocar"

... czyli o wynalazkach zbyt wczesnych.

   W 1998 r. skończyłem naukę w liceum, a zaledwie kilka miesięcy później rozpoczęła się moja kariera (hahaha!) zawodowa. W zdobyciu pierwszej pracy w życiu szczególnie pomogły mi 2 lekcje. Były to 2 lekcje wychowawcze, ale nie prowadziła ich moja wychowawczyni, tylko (w zastępstwie) jedyny znany mi felicytolog - ówczesny dyrektor, późniejszy poseł - Janusz Ślesak. Przyszedł na lekcje z książką "Wywieranie wpływu na ludzi" Roberta Cialdiniego, kilka jej rozdziałów streścił, a jeden przeczytał od początku do końca (eksperyment Milgrama). Książka wywarła  na mnie takie wrażenie, że kilka dni później miałem już swój własny egzemplarz. Każdemu polecam tę "biblię" sprzedawców, w której opisane są najbardziej podstępne sposoby naciągania ludzi.
   Właśnie wiedza z tej książki pomogła mi "sprzedać" siebie, gdy starałem się o pracę w salonie samochodowym (w czasach licealnych interesowałem się motoryzacją i wiedziałem wszystko o każdym aucie). To była moja pierwsza skuteczna sprzedaż, bo pracodawca zadzwonił do mnie (pamiętam: 11.11.98 r.) z informacją, że od następnego tygodnia mogę zaczynać. Skakałem ze szczęścia, a potem, z dnia na dzień, było już tylko... lepiej. Wiedza o samochodach i sztuczki z książki poleconej przez p. Ślesaka uczyniły moją pracę lekką i przyjemną*. "Nieustające pasmo sukcesów". Byłem w niej tak dobry, że w swojej szczytowej formie zdobyłem czwarte miejsce w konkursie na najlepszego sprzedawcę samochodów w Polsce (hahaha!). Mój dyplom nadal wisi w bielskim salonie. Zaledwie dwie przypadkowe lekcje z p. Januszem Ślesakiem miały taki wpływ na moje ówczesne życie...

Wynalazek

   Początki mojej pracy przypadły na okres bumu w sprzedaży nowych samochodów oraz dynamicznego rozwoju internetu w Polsce.  Firmy porzucały faksy, telefony i tradycyjne ulotki na rzecz prezentacji swojej oferty w sieci. Na światowych giełdach rosła sobie bańka internetowa, która była najlepszą reklamą internetu. Było wtedy w ludziach (we mnie również) przekonanie, że każdy biznes związany z internetem musi się udać. Gazety pełne były inspirujących historii o polskich biznesmenach, którzy dzięki dobremu pomysłowi zaliczyli swoją drogę od pucybuta do milionera.
Jeden taki wywiad miał dla mnie szczególne znaczenie. Pan Krystian Poloczek - wtedy importer marki SEAT - wiele lat mieszkał na zachodzie. Powiedział dziennikarzowi, że gdyby nie zajmował się sprzedażą samochodów, to otworzyłby "spółdzielnię zakupową", czyli interes, który świetnie działa w Niemczech i Hiszpanii, a którego nie ma w Polsce.  

Po przeczytaniu tych słów, pierwszy raz w życiu, miałem swoją "biznesową" wizję: otworzę firmę, w której połączę to na czym się znam (sprzedaż samochodów) z tym, co działa na zachodzie (spółdzielnię, o której mówił Poloczek), ale działalność będę prowadzić w internecie (element nowoczesności). 

Klienci, łączcie się! 

 Pomysł był taki: założę platformę internetową, za pośrednictwem której zbiorę grupę osób zainteresowanych zakupem samochodu konkretnej marki (czyli to, o czym pisał Poloczek, tylko w e-wydaniu). Następnie będę w ich imieniu dzwonić od dilera do dilera w poszukiwaniu najlepszej oferty. Znałem realia sprzedaży samochodów, więc z łatwością wyobraziłem sobie korzyści dla obu stron. Pomysł przedstawiłem mojemu sąsiadowi (webmasterowi) oraz koledze (biznesmenowi). Obaj uznali, że ma to sens. Najbardziej przemawiał do nich argument, że to już na "zachodzie" działa, a więc wkrótce dotrze do nas. No i to, że to firma internetowa!

Infocar. Planowany zasięg: globalny

   Działałem błyskawicznie: nazwa firmy (wymyśliłem "infocar" - nazwa angielska przyjmie się na całym świecie ;-) ), rejestracja firmy, domena, logo i wizytówki, NIP, REGON, Wpis do ewidencji itp.. Załatwiłem to chyba w 2 tygodnie. Zrobiłem prezentację w PowerPoint i wydrukowałem ją na kartkach (laptop kosztował wtedy 10 000 zł!), wziąłem kilka dni urlopu i pewny swego ruszyłem na rozmowy z największymi dilerami samochodowymi. Chciałem ustalić, ile zejdą z ceny, jeśli jednocześnie przyprowadzę na zakupy większą liczbę klientów? Była też kwestia od kogo brać prowizję? Od dilera za sprowadzenie klientów, czy od klientów za wynegocjowanie rabatu na samochód? A może od jednych i drugich? :-)

Tak, tak! Wymyśliłem groupona dla chcących kupić nowy samochód.
Najważniejszy atrybut 19 letniego przedsiębiorcy - własna wizytówka, z dumnym napisem WŁAŚCICIEL. W rzeczywistości byłem jedynie właścicielem tychże wizytówek (oraz domeny i  telefonu). Obecnie pamiątka.

Młody, dynamiczny zespół

   Mój entuzjazm i wizja napotkały na ścianę obojętności dilerów samochodowych. Te kilka spotkań to był dramat. Pierwszym problemem był brak chęci rozmawiania z dziewiętnastolatkiem o milionowych interesach. Drugim problem, to niemożność zademonstrowania jak ten system działa (to była faza organizacji). Trzecim, że samochody sprzedawały się wówczas "z katalogu" i nikt ze sprzedających nie był zainteresowany udzielaniem rabatów. A po czwarte, nie wszyscy jeszcze wiedzieli, co to jest internet.

  Szybko się zniechęciłem, ale byłem ciekaw czy ktoś większy (z pieniędzmi i ludźmi) i bardziej doświadczony byłby w stanie pokonać te przeszkody, które napotkałem? Opisałem pomysł mojemu ówczesnemu szefowi a wraz z nim dużemu portalowi motoryzacyjnemu. Przysłali na spotkanie młody, dynamiczny zespół i omówiliśmy szczegóły. Spróbowaliśmy przeprowadzić kilka transakcji próbnych, ale nic z tego nie wyszło.

   Na pocieszenie pozostaje fakt, że po latach nawet groupon nie ma w swojej ofercie nowych samochodów. Mają założone spółki handlujące jachtami, ubraniami, podróżami, elektroniką i niektórymi usługami, ale nowych samochodów w ich ofercie nie ma. Widocznie rozmawiali z tymi samymi dilerami co ja :-)

Pomysł to nie wszystko

   Często patrzymy na czyjąś firmę i mówimy: po prostu miał pomysł, a to najważniejsze (sam takie naiwne myślenie prezentuję w notce "o mnie"). Gazety podtrzymują ten mit drukując wywiady z ludźmi, którym na opisanie swojej drogi od pucybuta do milionera wystarczy jedno zdanie proste. Niestety tak nie jest. Z pomysłem w biznesie jest jak z talentem u artystów/sportowców: sukces to 10% talentu i 90% ciężkiej pracy. Z perspektywy czasu wydaje mi się , że było nieco za wcześnie na taką działalność (timing - np. dopiero 9 lat później zaczął działać gigant groupon) oraz, że dobry sprzedawca nie jest z automatu dobrym biznesmenem. Wiem też, że droga od pomysłu do jego realizacji jest bardzo, bardzo długa. Dłuższa niż się większości ludziom wydaje - zwłaszcza tym, którzy wierzą w historie z gazet i telewizji.

   To jednak nie powinno nikogo zniechęcać do działania. Trzeba próbować. Emocje związane z tworzeniem czegoś od początku są naprawdę niesamowite!

---
* dzisiaj ta książka jest znana niemal wszystkim. Ponadto dzisiaj sprzedawcy w niemal wszystkich firmach przechodzą odpowiednie szkolenia (oparte zresztą na tej książce!). W tamtym czasie informacje z książki Cialdiniego były niczym wiedza tajemna i tym samym dawały olbrzymią przewagę.

3 komentarze:

  1. Łukasz... Kiedyś jeszcze będziesz bogaty... Na 100%!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oprócz pomysłów i idei Ty masz jeszcze zdolności coachowe. Bardzo motywujące! Super tekst, wciąż na czasie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. O motywacji i caochach już było:
      goo.gl/wrSOkB

      Usuń

Popularne posty

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *