wtorek, 10 marca 2015

Kto chce niższych podatków

 i dlaczego tylko przedsiębiorcy?


JKM

   Kampania prezydencka rusza pełną parą, a wśród kandydatów tradycyjnie mój ulubieniec - Janusz Korwin-Mikke. Z pewnością nie raz powtórzy, że podatki w Polsce sięgają ponad 80% naszych dochodów. Jak JKM to liczy?
 
   Weźmy osobę zarabiającą w przybliżeniu średnią krajową: 4000 zł brutto (2014 r). Pracodawca chcący zapłacić pracownikowi 4000 zł brutto / mc, ponosi całkowity koszt w wys. 4829 zł, ale z tego pracownik dostaje na rękę jedynie 2853 zł. To czego pracownik nie widzi (4829 zł - 2853 zł), czyli 1976 zł, JKM określa właśnie mianem podatku (cechy podatków: są przymusowe, bezzwrotne, płatne na rzecz państwa i niepowiązane z konkretnym świadczeniem wzajemnym). Po porównaniu "podatku" z "kwotą zarobków netto" (1976 zł /2853 zł) i wyrażeniu tej wartości w procentach, dostajemy 70%. A gdzie pozostałe 10%? Proszę pamiętać, że każdy (niemal) zakup poczyniony z naszej pensji netto będzie jeszcze opodatkowany za pomocą VAT. W ten oto sposób dochodzimy do korwinowych 80%.
Tyle w teorii, bo za takie liczenie Korwina atakują i mówią, że upraszcza sprawę, że np. składki na ZUS to nie podatek itp. 

Policzmy upraszczając nieco mniej

   Kiedyś, zachęcony przez kolegę z pracy, postanowiłem skrupulatnie notować wydatki domowe. O ile w pierwszym roku zapisów chciałem się jedynie zorientować, gdzie znikają moje pieniądze, to w kolejnym roku (2012 r.) uzupełniałem zapisy dodatkowo o kwotę podatku VAT (tak, tak, notowałem wszystkie paragony i VAT wyszczególniony na nich), by zobaczyć ile podatków płaci moja rodzina 2+1. Mrówcza praca, ale innego sposobu nie było: podatki dla zatrudnionych są tak skonstruowane, żeby podatnik rabowany przez państwo nawet się nie zorientował w tym fakcie. W moich wyliczeniach składki ZUSowskie nie są brane pod uwagę.


Podatek dochodowy

   Sprawa jest prosta: raz do roku każdy się spowiada przed urzędem skarbowym, wiec wystarczy sprawdzić w formularzu ile podatku płacimy. Uwzględniając jedyną należną ulgę (na dziecko) podatek dochodowy to 8807 zł.
PIT-37


VAT*

   Konsumpcja jest opodatkowana przeważnie stawką 23% (VAT). Kilkadziesiąt podstawowych produktów spożywczych (nieprzetworzonych) ma niższą stawkę, ale produkty te stanowią drobny ułamek wydatków rodziny. Jeśli kupujemy coś oficjalnie, z paragonem, to VAT płacimy zawsze - przeważnie 23%. Moja rodzina samego VATu zapłaciła 6116 zł.

Inne

Najbardziej opodatkowanymi towarami w kraju są ponoć papierosy, paliwo i alkohol.  Oprócz podatku VAT cena tych produktów zawiera szereg innych danin na rzecz państwa. W przypadku paliwa (benzyny) opodatkowanie wynosi nieco ponad 50% ceny płaconej na stacji (ja przyjmę, że 50%). Czyli wydając 100 zł na paliwo, to 50 zł wędruje do kasy państwa. Ponieważ na paliwo wydałem 5045 zł, to podatki płacone w paliwie wyniosły nie mniej niż 2522 zł. Pracuję w miejscu zamieszkania i wydaje mi się, że jeżdżę bardzo mało, a i tak 2,5 tys. poszło z dymem. Co dopiero osoby dojeżdżające kilkadziesiąt kilometrów dzień w dzień? 
  
 Na nieszczęście państwa nie palę, a podatku od alkoholu wyciągają ode mnie mniej niż burmistrz Andrychowa podatku od nieruchomości (25 zł / rok).


Suma

Razem uzbiera się nie mniej** niż 17 470 zł rocznie.

Dużo czy mało? To zależy co za to dostajemy. Z naszego podatku dochodowego ok. 40% zasili gminną kasę (3500 zł). Dziecko w przedszkolu spokojnie pochłonie w ciągu 10 miesięcy taką kwotę ( państwowe/prywatne nieważne, bo i tak gmina płaci część kosztów opieki nad dzieckiem). Do tego dojdzie dużo "darmowych" wizyt dziecka u lekarza rodzinnego (dużo = jedna na miesiąc). Gdyby to były wizyty prywatne, to zapłaciłbym za nie ok. 400 zł. Lokalna administracja pochłania ok. 600 zł (200 zł / osobę, co jest wynikiem dobrym).  Gdyby jeszcze pomyśleć, to dla 1/3 podatków znalazłbym jakieś usprawiedliwienie. Ale co się dzieje z pozostałą kwotą 12 000 zł i dlaczego ludziom nie zależy na obniżce podatków?

Pracodawcy, pracownicy

   W Polsce bardzo rzuca się w oczy różnica w podejściu do podatków pomiędzy pracodawcami/przedsiębiorcami a pracownikami. Przedsiębiorcy walczą o obniżkę podatków, podczas gdy pracownicy walczą (w zdecydowanej większości) o więcej "usług" ze strony Państwa. Według mnie ta różnica jest pochodną starego powiedzenia, że "czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal". System podatkowy jest tak skonstruowany, że pracownik nawet nie wie kiedy płaci podatki. Dochodowy, składki emerytalne, składki zdrowotne płaci za niego pracodawca. VAT jest co prawda wyszczególniony na paragonach, ale kto by się tam przejął jakąś śmieszną kwotą 3,51 / 3,82 / 5,16 zł na każdym rachunku? Tyle, że tych paragonów są dziesiątki tygodniowo i rocznie zbierze się tego  na ponad 7 tys. złotych (i to w przypadku rodziny zarabiającej poniżej średniej krajowej)! Więc co pracownik czuje? Pracownik czuje przede wszystkim zwrot podatku. Czuje go tym bardziej, że "przecież nic nie płacił" (wpłat podatków dokonywał za niego zakład pracy)! I potem się cieszy jak głupi do sera, że dostał 1112 zł zwrotu "za dziecko", czyli za nic. Gdyby tylko policzył...

   Zupełnie inaczej jest w przypadku pracodawców. Ci widzą jak ogromne kwoty muszą wpłacać do US/ZUS. Za każdym takim przelewem kalkulują, że przecież mogliby to zainwestować dużo wydajniej niż Państwo. Oni widzą te kwoty i im jest tych pieniędzy szkoda. Dlatego o obniżkę podatków walczą pracodawcy/przedsiębiorcy. Pracownicy nie widzą, więc nie wiedzą jakie kwoty Państwo wyciąga z ich kieszeni.

   Sytuacja uległaby zmianie, gdyby pracownik został poddany takim samym torturom procedurom jak pracodawca. Dostałby wypłaty 4829 zł (zarabiający średnią krajową 4000 zł brutto) i instrukcję, żeby do 10. dnia miesiąca  poszedł do ZUS/US wpłacić w okienku 2 000 zł z pensji, którą dostał. Jego punkt widzenia uległby natychmiastowej zmianie. Swoje socjalistyczne dotychczas poglądy szybko zmieniłby na wolnościowe, korwinowskie.

   Po 2012 r. przestałem notować takie rzeczy, żeby się nie denerwować, bo "czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal". Dla tych, którzy mają problem z wyobraźnią, polecam film "Dziękujemy za palenie" i scenę, w której główny bohater - rzecznik koncernów tytoniowych - odwiedza "Marlboro mana". To jest filmowa prezentacja powiedzenia "czego oczy nie widzą...".

---
* nie uwzględniam tutaj podatku VAT z paliwa
** kilka/kilkanaście paragonów mogło się zapodziać

4 komentarze:

  1. wydawało mi się , że jestem świadom problemu
    twoje wyliczenia mnie powaliły
    mimo to
    dzięki za nie wielkie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo długi czas moje zapiski leżały w pliku i nie miałem czasu/motywacji zliczyć ich wszystkich. Dla mnie najbardziej zaskakującą informacją była ta, że roczne koszty utrzymania samochodu (paliwo, ubezpieczenie, naprawy, ale bez liczenia utraty wartości - przy przebiegu ok. 15 tys. km/rok) są wyższe niż wydatki na 4 letnie dziecko. Więc jak kogoś stać na samochód, to na dziecko tym bardziej 😉.

      Usuń
    2. jak dwoje się kocha i ma tej miłości dużo to musi się podzielić
      dziecko jest pierwsza potrzebą Miłości, nie samochód :))
      tylko że produkcja potrzeb trwa i ich przemieszczanie w gradacji naturalnego porządku
      ech

      Usuń
    3. Ale warunkiem miłości jest przecież dobry samochód ;-)

      Usuń

Popularne posty

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *