piątek, 24 kwietnia 2015

Świadczenia socjalne

... czyli o różnicy pomiędzy prywatnym koncernem, który w swych działaniach kieruje się dziką żądzą zysku, a państwowym dobroczyńcą zwanym MOPSem*.

Nadarzyła się okazja, by legalnie odzyskać choć małą cząstkę płaconych państwu podatków: ponieważ po raz drugi zostałem ojcem, nabyłem prawo do jednorazowej zapomogi - tzw. becikowego.

Pierwsza taka okazja przytrafiła mi się w 2008 r. Pamiętam, że zjawiłem się w andrychowskim MOPSie z podstawowymi dokumentami (mój dowód osobisty, dowód żony, akt urodzenia dziecka) i załatwiłem formalności podczas jednej wizyty. Kilka dni później dostałem przelew na konto. Wszystko to za sprawą jakiejś ustawy, którą rząd chciał "wynagrodzić" rodzicom koszty opieki nad noworodkiem i wspomóc ich kwotą 1000 zł, czyli mówiąc prościej: chciał kupić prawie milion głosów rodziców rocznie, gdyż tylu rodziców dostaje rocznie becikowe (ok. 400 tys. urodzeń/rok). Nie od dziś wiadomo, że "głupi ten kto daje, a jeszcze głupszy ten, kto nie bierze", więc skorzystałem bez wahania z tej niebywałej okazji. Minęło 7 lat i okazja pojawiła się znowu.

Tym razem różnica była taka, że dzięki przystąpieniu do dobrowolnego ubezpieczenia oferowanego w firmie, w której jestem zatrudniony, "becikowe" wypłacał mi również prywatny, żądny zysków amerykański koncern ubezpieczeniowy. Jak wyglądały formalności? Należało zeskanować akt urodzenia dziecka oraz mój dowód osobisty i wysłać na odpowiedni adres mailowy ubezpieczyciela wraz z numerem konta bankowego. Po 2 dniach przyszły pieniądze.

Zachęcony tak szybkim załatwieniem sprawy u prywaciarza, ochoczo ruszyłem do MOPSu. To znaczy nie od razu, bo spodziewałem się, że tam będzie trudniej (przecież to państwowy urząd), więc wcześniej zadzwoniłem i zapytałem jakie dokumenty mam dostarczyć? Gdy pani zaczęła wymawiać nazwę 6. zaświadczenia, które należy przedłożyć, zrozumiałem, że telefon to tylko strata czasu - bez wizyty się nie obejdzie. Tym razem nie na ulicy Batorego, a przy Starowiejskiej: wyremontowane wnętrza starego budynku OC pachną jeszcze farbą. O ile w czystość i porządek w urzędzie to andrychowski standard, to tam nawet na elewacji nie dostrzegłem żadnego "Beskid pany!" itp. Jak nie w Andrychowie!  

OPS w Andrychowie
Pani (szalenie miła) wymienia nazwy dokumentów, które mam dostarczyć, a wśród nich akt urodzenia. Lata doświadczeń nauczyły mnie jednego: jak w urzędzie coś może pójść nie tak, to z pewnością pójdzie. Dlatego kilka dni wcześniej, w bielskim urzędzie stanu cywilnego nie uwierzyłem w zapewnienia urzędniczki, że akt urodzenia jest w zasadzie zbędny, bo teraz jest nowy SYSTEM INFORMATYCZNY i każdy urzędnik ten akt będzie sobie mógł podejrzeć on-line. Nie uwierzyłem i na wszelki wypadek wziąłem kilka odpisów. Uff!

Gdy później powtórzyłem rewelacje zasłyszane w bielskim USC pani z andrychowskiego MOPSu (te o braku konieczności dostarczania aktu urodzenia i o jej nieograniczonych możliwościach w dostępie do tego dokumentu on-line za pomocą SYSTEMU INFORMATYCZNEGO), jej oczy mówiły do mnie: bez papierka nie będzie zapomogi. Na szczęście byłem na to przygotowany.

Lista dokumentów, które były konieczne:
1.  dowód osobisty mój
2. akt urodzenia najnowszego dziecka
3.  nr konta bankowego
(prywatna firma, kierująca się w swoich działaniach żądzą zysku, kończy w pkt. 3, ale państwowy urzędniczy  parowóz  w pkt. 3. dopiero się rozgrzewa!)
4. dowód osobisty żony
5. akt urodzenia pierwszego dziecka (na szczęście miałem jego dowód osobisty, więc się udało bez aktu)
6. PESEL najnowszego dziecka
7. oświadczenie o dochodach, podatku dochodowym i składkach do ZUS moje (za 2013 r.!)
(grzebanie w domowych archiwach)
8. PIT mój (do wglądu, po wygrzebaniu z archiwów)
9. oświadczenie o dochodach, podatku dochodowych i składkach do ZUS żony
10. PIT żony (do wglądu, po wygrzebaniu z archiwów)
11. oświadczenie o moich składkach na ubezpieczenie zdrowotne, ale nie takich które widać na formularzu PIT, więc trzeba nękać pracodawcę, a ten nęka swoje biuro rachunkowe
12. oświadczenie o składkach na ubezpieczenie zdrowotne od żony
13. wniosek o przyznanie becikowego
14. oświadczenie, że pracowaliśmy u jednego pracodawcy przez cały rok (aż strach pomyśleć, jakie formularze dochodzą, jeśli ktoś w trakcie roku zmienił pracę!)
15. Zaświadczenie od lekarza o opiece prenatalnej

Wnioski i oświadczenia bez żadnych poprawek i skreśleń. Dla składającego wniosek karą za poprawki i przekreślenia jest jedynie nieprzyjęcie wniosku, natomiast urzędniczce, która odważyłaby się taki pokreślony wniosek z poprawkami przyjąć, grozi chyba chłosta z ręki kontrolującego jej pracę oberurzędnika, bo w inny sposób trudno wytłumaczyć wagę jaką do tych skreśleń przykładała (oczywiście wypisałem nowy wniosek, bez skreśleń...).

Gdy już panie wszystko sprawdziły i powiedziały "OK", to tylko taki naiwniak jak ja mógł pomyśleć, że dostanie pieniądze w rozsądnym terminie (powiedzmy 3 dni, skoro "wszystko jest OK"?). Otóż do 14 dni dostaje się nie pieniądze, a jedynie informację, czy dostanie się cokolwiek. Szesnastym dokumentem, którego odbiór się potwierdza, jest informacja, kiedy należy zgłosić się do MOPSu po odpowiedź  - negatywną bądź pozytywną - dot. becikowego :-). To nie koniec marnowania papieru: po tych 14 dniach dostaje się DECYZJĘ, która jest ostatnim (siedemnastym) dokumentem na drodze do uzyskania "becikowego", a samo becikowe wpływa na konto 4 dni później. Cała procedura zajęła mi (od pierwszego telefonu i rozpoczęcia kompletowania dokumentów) 3 tygodnie i jeden dzień, a licząc od dnia złożenia wniosku do dnia wypłaty świadczenia dni 15, czyli 7 razy dłużej niż w amerykańskim koncernie ubezpieczeniowym, który każdy grosz ogląda dwa razy, gdyż dzika żądza zysku, którą kieruje się z zasady w swych działaniach, nie pozwala na jakąkolwiek rozrzutność. Ubezpieczyciel prywatny wymagał jedynie 2 dokumentów, ale żadnego w formie papierowej - same skany.

Skąd te komplikacje?

Kiedyś "becikowe" dostawał każdy, komu urodziło się dziecko. W 2012 r. rząd Platformy Obywatelskiej postanowił podlizać się najbardziej zawistnej części społeczeństwa i odebrać prawo do tej zapomogi rodzinom zarabiającym więcej niż +/- 70 000 zł rocznie (dotychczas bezdzietni małżonkowie razem). Zawistnym wyborcom nic z tego nie przybyło, ale radość, że ktoś nie dostał pieniędzy, wystarcza im w zupełności. Biorąc pod uwagę, że dzieci rodzą się głównie ludziom młodym, którzy na rynku pracy stawiają pierwsze kroki i z racji ich niższych umiejętności mają niższe pensje, to granicę 70 000 zł przekroczyła jedynie garstka z nich (podobno tylko 10% utraciło w następstwie nowych przepisów prawo do becikowego).

Jeśli spojrzy się na koszty jakie trzeba ponieść, żeby tym 10% rodziców nie wypłacać pieniędzy, to państwo do tych przepisów dołożyło (żadne zaskoczenie: "chciwy dwa razy traci") zamiast - jak to było w planach - zaoszczędzić (10% z +/- 400 tys. urodzeń to ok. 40 000 becikowych rocznie po 1000 zł, czyli 40 mln złotych). Produkcja ton papierów, które ktoś musi przygotować, sprawdzić, posegregować, archiwizować, kontrolować, chronić przed dostępem osób niepowołanych itp. to miliony złotych wyrzucanych w błoto (w skali kraju: powiedzmy, że każda gmina musi oddelegować dodatkowo do tego zadania 1 urzędnika -> 2500 gmin w Polsce -> 2500 urzędników, z których każdy zarabia 3000 zł / m-c -> 90 mln zł rocznie na samych pracowników!). Ale takie absurdalne przepisy to wizytówka każdej kolejnej ekipy rządzącej w Polsce.

A najżałośniejsze jest to, że wszystkie wymienione powyżej dokumenty (poza wnioskiem) są w jakiś sposób zarchiwizowane w komputerowych bazach danych państwowych urzędów. Urzędy w przeciwieństwie do prywatnych firm mają (potencjalną) możliwość, by całkowicie z obowiązku dostarczania wspomnianych dokumentów zrezygnować. Wszak urzędy same te dokumenty produkują, są zinformatyzowane i nie powinno być problemem, by sprawdzić u źródeł, czy komuś dziecko się urodziło czy nie, jakie ma ew. dochód, czy pracował, jaki jest jego stan cywilny, czy podał prawdziwy nr dowodu osobistego itp. W przypadku takiego świadczenia jak becikowe, najefektywniej (w sensie "największe oszczędności dla państwa") byłoby wypłacać każdemu tę kwotę przy wystawianiu aktu urodzenia dziecka.

To cenne doświadczenie jedynie utwierdza mnie w przekonaniu, że nie ma takiej dziedziny, która lepiej funkcjonowałaby będąc państwową niż będąc prywatną, a organizacyjny dystans pomiędzy prywaciarzem, a urzędem państwowym jest nie do nadrobienia.

P.S.
Wyrazy współczucia dla pracowników MOPSu. Życzę wszystkim siły w codziennym zmaganiu się z coraz głupszymi przepisami (petent znosi to raz na kilka lat, a te biedne panie każdego dnia).

---
*W naszym mieście ktoś okaleczył MOPSa, czyniąc go OPSem (Ośrodkiem Pomocy Społecznej). Zostawiam MOPSa, bo lepiej się czyta.

5 komentarzy:

  1. właściwie to czyta się to jak "Zamek " Kafki

    poprawki na dokumentach są możliwe z parafką i tyle
    ten pietyzm to chyba nadgorliwość

    ale pozostałe zarzuty oczywiście dla konstruktorów tego czegoś

    twój postulat to majstersztyk

    OdpowiedzUsuń
  2. no masz tak to jest skupionym na jednej sprawie być

    wszystkiego dobrego DLA WAS !!

    OdpowiedzUsuń
  3. A pomyśleć, że takich absurdów jest dużo, dużo więcej. Dramat - na samą myśl o gromadzeniu tych dokumentów - zwłaszcza "grzebaniu w archiwach" przy kolejnym dziecku odpuszczę sobie "becikowe"

    HGG

    OdpowiedzUsuń
  4. dzięki za wyczerpujący opis, wypisz wymaluj III RP w praktyce

    OdpowiedzUsuń

Popularne posty

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *