piątek, 27 listopada 2015

Jaka jest twoja praca marzeń?

... czyli o tym, że można pracować w banku bez studiów kierunkowych i bez znajomości.

Pierwsza praca 

Kiedy zaczynałem swoją pierwszą w życiu pracę, razem ze mną zatrudniono jeszcze jednego kolegę. Był ode mnie zaledwie rok starszy, ale biorąc pod uwagę, że on skończył technikum (5 letnie), a ja liceum (4 letnie), to swoje kariery (hahaha!) rozpoczęliśmy równocześnie. Byłem pewien, że jego doświadczenie zawodowe jest podobne do mojego, czyli zerowe.

Pracowałem w miejscu (salon samochodowy), gdzie nie było "stałych klientów". Codziennie poznawało się kogoś nowego, choć czasem zdarzało się, że przychodził ktoś znajomy. Ponieważ mieszkam w Andrychowie, a pracowałem w Bielsku, to moi znajomi pojawiali się naprawdę rzadko. W przeciwieństwie do mnie wspomniany kolega znał zadziwiająco dużo osób (choć również mieszkał 40 km od Bielska). Otwierały się drzwi, wchodził klient, a on witał go uśmiechnięty słowami "Witam panie Janie!", "Dzień dobry panie Michale!" czy też "Cześć Seweryn!". W miarę pogłębiania naszej znajomości zacząłem go śmielej wypytywać, skąd zna tego i tego (imponował mi swoimi rozległymi kontaktami)? Ku mojemu zdziwieniu bardzo często odpowiadał, że to jego poprzedni szef.

Z tygodnia na tydzień, w miarę poznawania coraz to nowych "byłych szefów" kolegi, rósł mój szczery podziw dla niego (zastępując początkową zazdrość). Przecież kończyliśmy szkoły równo! Jak to możliwe, że zaledwie 5 miesięcy po skończeniu technikum "uzbierał" tylu byłych szefów!? Czy on pracował już w szkole podstawowej? Ta jego przedsiębiorczość bardzo mi imponowała (i imponuje do dzisiaj).

Pewnego dnia do salonu samochodowego wszedł znany mi dyrektor jednego z andrychowskich banków. Waldemara* nie było przy biurku, więc ja zająłem się obsługą. Kolega zjawił się chwilę później i obserwował. Po pożegnaniu z klientem ledwo doszedłem do biurka, a Waldek mnie zaszachował:
- Znam go. To dyrektor banku w Andrychowie - powiedział znudzonym głosem.

Zatkało mnie! Skąd on zna taką szychę jak DYREKTOR banku w Andrychowie!?

- Pracowałem w tym banku - dodał jeszcze bardziej znudzony Waldek. 

I to był, kurwa, mat!

Dopiero po chwili się ocknąłem. Jak to możliwe, że on pracował w banku? Mogłem się jedynie domyślać co mój kolega robił w poprzednich firmach: w fabryce europalet zapewne zbijał młotkiem palety, u producenta okien być może montował okna, a dla pewnego polityka prawdopodobnie oklejał miasto plakatami lub jeździł z jego reklamą po mieście. Domyślać, ponieważ nigdy go o to otwarcie nie zapytałem. Ale z pracą w banku naprawdę mnie zaskoczył. Co on, chłopak po technikum mechanicznym, mógł robić w banku?! Jak? Kiedy?

Wcześniej duma nie pozwalała mi pytać o szczegóły jego poprzednich zajęć, lecz tym razem nie wytrzymałem:
- W banku? Pracowałeś kiedyś w banku? Coś ty robił w banku, do cholery?!
Waldek ze stoickim spokojem odparł:
- Gaz żeśmy tam robili, we wakacje.

Bank w Andrychowie. Budynek był ponoć zaprojektowany na potrzeby umieszczenia
tam pierwszego w WSW komputera.
Zanim skończyli budowę, komputery zmalały do rozmiarów podbiurkowych.

 Coaching, motywacja, nauka... 

Widać (na powyższym przykładzie), że modni ostatnimi czasy coachowie mają czasem rację, mówiąc, że w karierze ważniejsza od wiedzy jest (wg nich) nasza motywacja. Człowiek bez odpowiedniego wykształcenia, ale za to przedsiębiorczy, zmotywowany dostanie pracę choćby w banku! Z mojego doświadczenia wynika jednak pewna obserwacja: człowiek zmotywowany być może dostanie pracę w dowolnej firmie, ale żeby się w niej utrzymać i odnosić sukcesy (zwłaszcza finansowe), sama motywacja, bez wiedzy nie wystarczy. Wiedza rodzi sukcesy, które rodzą motywację. Dla tych, którzy nie są zainteresowani sukcesami, a jedynie trwaniem na stołku, polecam oprzeć swoją karierę nie na wiedzy, lecz na znajomościach. Jest to tańsze, czasem może być nawet przyjemne, ale - o dziwo - nie szybsze niż zdobycie nowych umiejętności.

W ostatniej pracy żartowałem, że dowolną osobę jestem w stanie w tydzień nauczyć wszystkiego co niezbędne, by mogła mnie zastąpić (np. w razie mojego awansu). Nie sądziłem, że podobne spostrzeżenia mogą mieć ludzie wykonujący najróżniejsze zajęcia (z tym czasem nauki przesadziłem, ale o tym w dalszej części tekstu).

Natomiast z punktu widzenia osób (zwłaszcza dorosłych - odwykłych od nauki), które chciałyby się nauczyć czegoś nowego choćby po to, by zmienić pracę, wygląda to zupełnie inaczej.  Mają wrażenie, że nauka czegoś nowego trwa długo lub bardzo długo. To wrażenie może zostać przypadkiem wzmocnione przez literaturę: postanowiliśmy się zainteresować np. graniem na gitarze i trafiamy w księgarni na książkę o słynnym gitarzyście. Kupujemy, a w niej czytamy, że zaczał grać siedząc na nocniku, potem w przedszkolu doszedł do takiego poziomu, że porzucił szkołę i skupił się tylko na gitarze, by w wieku lat 15 zostać jednym z 3 najlepszych na świecie. To może nas zniechęcić, zwłaszcza jak jesteśmy starzy - przecież nie mamy na to czasu! 

Jak wiadomo, na moje "odkrycia" najczęściej wpadł już ktoś inny. Tak jest też w tym przypadku. Josh Kaufman potraktował zagadnienie uczenia się czegoś nowego dogłębnie, a swoje spostrzeżenia zaprezentował w TEDx. Jego wystąpienie "Jak uczyć się czegokolwiek" (How to learn anything) jest najlepszą, najcenniejszą, najbardziej zaskakującą i motywującą prezentacją jaką kiedykolwiek widziałem. Kaufman potwierdza moje obserwacje, ale dokłada do tego wiele cennych, praktycznych wskazówek. Każdego zachęcam do obejrzenia tego 19sto minutowego wystąpienia (można włączyć polskie napisy)...


... a następnie do przemyślenia kwestii "pracy swoich marzeń", bo jak widać moje żarty, że w tydzień mógłbym każdego nauczyć mojego "zawodu" okazały się mocno przesadzone - wystarczy pół tygodnia.

Kiedyś to było trudniejsze, zwałszcza w Polsce. Na ten problem zwrócił nawet uwagę reżyser świetnego filmu "Bogowie". W jednej z początkowych scen widzimy prezentację amerykańskiego chirurga przed polskimi lekarzami, podczas ktorej słuchacz - dr Jan Moll, który pierwszy w Polsce próbował przeszczepić serce - zwraca się do Zbigniewa Religi słowami "Jeszcze nigdy nie słyszałem po polsku, by ktoś dzielił się z kolegami swoimi istotnymi spostrzeżeniami, panie kolego". Ale to było dawno temu i dzisiaj - w najgorszym przypadku - trzeba będzie po prostu za wiedzę zapłacić.

Może ma ktoś pożyczyć wiolonczelę, która niczym rowerek treningowy leży nieużywana w rogu pokoju? Osobiście przetestuję "teorię 20 godzin" na tym instrumencie.


---
* Dzisiaj Waldemar to właściciel firmy transportowej. Pozdrawiam, jeśli to czyta!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *